David played guitar...

   Słucham na prawdę bardzo różnej muzyki i mam wielu idoli. Przez dziewiętnaście lat mojego istnienia w mediach pojawiały się informacje o śmierci różnych artystów, jednych bliższych memu sercu, innych nieco mniej. W ostatnim czasie świat obiegła wiadomość o stracie Scotta Weilanda, zaraz po nim Lemmy'ego, lecz żadna z nich nie wstrząsnęła mną tak bardzo jak to, o czym dowiedziałam się dzisiejszego ranka.
   Twórczość Davida poznałam jeszcze w gimnazjum, mniej więcej sześć-siedem lat temu. Teraz już nie pamiętam w jaki sposób natknęłam się na jego utwory, jednak cała jego osoba wywarła na mnie ogromne wrażenie. Stopniowo odkrywałam kolejne wcielenia tego geniusza - od Majora Toma, poprzez mojego ulubieńca Ziggy'ego i Thin White Duke'a. Wszystko, co David tworzył było dla mnie czymś wspaniałym, niepowtarzalnym. Bardzo szybko pokochałam tego artystę i to na tyle, aby mógł znaleźć się w czołówce moich ulubieńców. Przez kilka lat jego zdjęcia wisiały nad łóżkiem w moim pokoju, a pewnego razu czekałam pół nocy aby obejrzeć film, w którym zagrał główną rolę. David towarzyszył mi w wielu dobrych i złych chwilach; szczególnie pamiętam obecność jego twórczości w moim życiu kiedy dopadła mnie depresja.
   Dlatego też, gdy dziś rano mama przekazała mi wiadomość o śmierci Davida, początkowo nie chciałam w to uwierzyć. Myślałam, że się pomyliła. Że to tylko jakiś niesmaczny żart radiowców. Jednak po sprawdzeniu tej informacji w Internecie moje najgorsze obawy zostały potwierdzone. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie, lecz nie spodziewałam się, iż stanie się to tak szybko. Czuję się dziwnie, taka pusta w środku, jakby brakowało mi jakiegoś elementu. Pierwszy raz w tym roku jest mi naprawdę smutno. Nie sądziłam, że śmierć kogoś, kogo nie poznałam osobiście będzie dla mnie takim ciężkim przeżyciem. Przecież jestem dorosła, mam coraz więcej obowiązków, skupiam się na szkole i swoim pierwszym poważnym związku, ledwie mam czas aby posłuchać kilku piosenek. A jednak dziś czuję silną potrzebę słyszenia głosu Davida. Nadal płaczę słuchając "Space Oddity". Nadal nie mogę uwierzyć w to, że odszedł, bo wydawało mi się, iż jest nieśmiertelny. I jest, w moim sercu, w swojej twórczości. David Bowie był, jest i będzie bardzo ważną częścią mojego życia.

   Mając około szesnastu lat próbowałam napisać wiersz inspirowany wizytą Davida w Warszawie. Nigdy go nie skończyłam, ale chcę opublikować tutaj kilka zdań, które wtedy stworzyłam. Tak w ramach mojego osobistego pożegnania.

obcy w Warszawie

pociąg stanął na dworcu, mój przyjaciel próbował zasnąć
powiedział mi: masz godzinę, potem wróć
i poszedłem nucąc dawne przeboje, przywitała mnie obojętność
chmury zabrały słońce, było jak w moich dziecięcych wspomnieniach
czas płynął powoli, tylko ludzie się spieszyli
na spotkanie z samotnością

chwilę rozmyślałem nad kubkiem zimnej kawy
i zrobiłem zdjęcie znudzonej kelnerce
papieros parzył moje usta, stara kobieta przyglądała mi się zbyt długo
młody chłopak wskazał na mnie palcem i odszedł
na spotkanie z samotnością

wracając na dworzec kupiłem kilka płyt
chciałem pamiętać to miejsce i twarze
oni nie zapamiętają mnie, obcego w Warszawie
bo ulice będą milczeć przez lata



  
REST IN PEACE DAVIE
 

4 komentarze:

  1. Łączę się z Tobą w bólu, sama jeszcze dwa dni temu płakałam słuchając 'Starman'. Śmierć zabrała nam wszystkim prawdziwą legendę, jednego z najbardziej utalentowanych ludzi, o jakim mieliśmy możliwość usłyszeć. Co ja gadam, Bowie jest nieśmiertelny, pamięć o Nim będzie mam nadzieję żyć wiecznie!
    Co do wiersza, a raczej jego fragmentu - krótki, ale naprawdę mi się podoba.
    3maj się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam XD
    http://whispers-and-weep.blogspot.com
    ~Draconis

    OdpowiedzUsuń
  3. wreszcie moge korzystac z mojego konta na bloggerze XD
    przepraszam, ze zniknelam, ale jak cos to juz jestem (skladnia tak bardzo)
    naprawde wspanialy wpis. w dalszym ciagu, a minelo juz wiele dni, nie wierze w to ze Bowie, czy Lemmy nie zyja. szczegolne wzruszenie wzbudza we mnie jego piosenka Lazarus i caly klip do niej, gdy lezy w lozku i spiewa tak piekne slowa
    i podobnie jak Rocket Queen - wiersz mi sie bardzo podoba
    pozdrawiam,
    Gunsowa aka Matrix aka Mad

    btw jak jeszcze mnie pamietasz to wpadnij od czasu do czasu XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Ci, że to co tu napisałaś mocno mnie poruszyło, rozdrapało rany z początku roku... pięknie to wszystko ujęłaś, a wiersz chwycił za serce.

    OdpowiedzUsuń