Rozdział drugi



Retard girl makes us sick, let's all poke her with a stick


           Do moich uszu dotarł długi, wbijający się boleśnie w mózg niczym szpilka, dźwięk szkolnego dzwonka. Powoli zbierałam swoje rzeczy z ławki, podczas gdy pozostali przeciskali się między sobą by jak najszybciej wydostać się z klasy. Z kilkoma podręcznikami pod pachą ruszyłam, jak najbardziej spokojnym krokiem, w stronę ustawionych wzdłuż ścian korytarza szafek. Wokół mnie spacerowało tylko kilka osób, większość uczniów spędzała dwudziestominutową przerwę na boisku. W tej chwili czułam się najpewniej; nikt nie zwracał na mnie uwagi, a tłumy, podekscytowanych kolejną bójką, nastolatków nie wciskały mnie do małego schowka na rzeczy osobiste. Liceum to niezaprzeczalnie piekło, szczególnie dla pierwszoklasistów. Nieustanna walka o przetrwanie i, jak najwyższą pozycję, w całym tym idiotycznym systemie, panującym wśród uczniów. Jedni rządzili tym miejscem, zaś inni byli im podporządkowani; wystarczyło jedno znaczące spojrzenie królowej zeszłorocznego balu zimowego i niepozorny chłopiec w grubych, okrągłych okularkach sam wycofywał się z pola jej widzenia. Bywały też przypadki kiedy interweniowali wszelkiego rodzaju sportowcy, adorujący ową pannę, a wtedy sytuacja stawała się o wiele bardziej niebezpieczna, bowiem pozbawione mózgu małpy, dla których liczyły się tylko mięśnie, nie zważając na dyżurujących nauczycieli przemawiali do słabszej osoby przy pomocy pięści. Osobiście znajdowałam się chyba na samym końcu tego łańcucha. Najbardziej denerwowały mnie sytuacje, gdy ktoś zaczynał wyżywać się na mojej osobie, aby poprawić sobie samoocenę. Nie wystarczyło im, że życie porządnie już mnie skopało, najważniejsze było to by kogoś zgnoić na oczach innych, tym samym zapewniając sobie uznanie. Nienawidziłam tych ludzi; jednych bardziej, innych mniej. Przechadzające się korytarzem dziewczęta, wyglądające niemal jak idealne kopie, z wypiętym do przodu biustem i wymalowanymi na czerwono paznokciami oraz próbujące przypodobać im się osiłki z drużyny futbolowej, przyprawiali mnie o mdłości. W takich chwilach cieszyłam się, iż nie jestem kolejną odbitką, myślącą jedynie o makijażu i olewającą wszelkie inne wartości, ale bywały momenty, w których pragnęłam być taka jak one. Chciałam by ktokolwiek się ze mną liczył, bądź po prostu wysłuchał co mam do powiedzenia. Marzyłam by mieć najlepszą przyjaciółkę, z którą mogłabym godzinami rozmawiać przez telefon o chłopcach i naszych sekretach. Nie pragnęłam bycia najpopularniejszą osobą w szkole, a jedynie normalnego traktowania. Niestety, wszelkie moje próby przełamania się i przekonania do siebie rówieśników kończyły się fiaskiem. W ich oczach już zawsze będę świrem, dla którego nie ma żadnej nadziei.
           Z każdym kolejnym dniem byłam utwierdzana w przekonaniu, że nie pasuję do tego środowiska. Oni wszyscy mieli pełną rodzinę, cudowne życie, nie musieli zajmować się problemami, a ja? W przeciwieństwie do innych mieszkających tu dziewczyn byłam przesadnie blada, wychudzona, nie posiadająca modnych ubrań. Zamiast najnowszej fryzury nosiłam, zebrane na bagnach, pióra wplecione w potargane włosy. Tłumaczyłam sobie, że to one mają kompleksy, bo nie potrafią pogodzić się z życiem w małym luizjańskim miasteczku i właśnie dlatego zachowują się tak, a nie inaczej. Prawda była jednak zupełnie inna, choć tak bardzo bałam się przyznać to przed samą sobą. Brakowało mi przede wszystkim miłości, której nie mogłam dostać od najbliższych, lecz nie miałam takiego powodzenia jak moje rówieśniczki. Właściwie nie miałam go wcale. Jak każda nastolatka marzyłam, iż kiedyś spotkam kogoś, kto mnie szczerze pokocha i będę w końcu szczęśliwa. Niektóre dziewczyny, w tym moja siostra, miały za sobą już nawet kilku chłopaków, za to ja jeszcze nigdy nie poczułam czym jest zwykły pocałunek, nie miałam zbyt wielu okazji by chociaż przez dłuższy moment potrzymać osobnika płci przeciwnej za rękę. Odkąd tylko pamiętam byłam bardzo kochliwym, naiwnym dzieckiem, przez co każdy mógł łatwo mnie podpuścić i nie raz wykorzystywano ten fakt, aby po raz kolejny zrobić ze mnie pośmiewisko. Jednak nawet po wielu rozczarowaniach, pomimo, że stałam się nieco bardziej ostrożna, nadal szybko wpadałam w sidła młodzieńczej miłości. Czy to dlatego, iż tak bardzo jej pragnęłam, a nie mogłam zaznać? Lgnęłam niemalże do każdego, kto okazał mi trochę uczucia. Wiecznie odrzucana, przeganiana z miejsca na miejsce, niechciana – taka właśnie się czuję. Tata niegdyś powtarzał: jesteś jedna na milion, niepowtarzalna i nie zmarnuj tego, córeczko. Teraz jego słowa stały się moją klątwą, przez którą nie potrafię znaleźć swojego miejsca w społeczeństwie. Jestem jedną na milion, ale coraz bardziej nie chcę taka być. Raz pragnę normalnego życia, a raz mam ochotę umrzeć, lecz coś wciąż trzyma mnie na tej przepełnionej bólem Ziemi. Często wyobrażałam sobie, jak mogłaby wyglądać teraźniejszość, gdyby ojciec nigdy nie zginął. Byłabym kochana, radosna, nie mająca problemów ze szkołą i ludźmi. Chętnie wracałabym do domu, gdzie z niecierpliwością oczekiwałabym na wieczór kiedy, po skończonej pracy, on wracałby do domu. Bylibyśmy szczęśliwą rodziną niemiejącą żadnych kłopotów, bo tata zawsze umiał znaleźć świetne rozwiązanie zanim kłótnia zaczęła się na dobre. Zawsze chciałam być taka jak on, ale nie miałam w sobie tyle siły oraz cierpliwości; zbyt wcześnie się poddawałam. Głównymi i zarazem najlepszymi cechami, jakie nas łączyły były wrażliwość na piękno, miłość do sztuki i przyrody. Niemal każdego wieczora podziwiałam jego umiejętności gry na gitarze. Nauczył mnie wielu ciekawych rzeczy na temat zwierząt, pokazał, iż muzyka jest w życiu ważna równie bardzo, jak inne rzeczy. Był tak idealnym człowiekiem, że aż nierealnym, niczym super bohater z komiksu, zawsze skory do pomocy słabszym, potrzebującym ludziom. Czułam się zaszczycona mając takiego rodzica, o jakim inne dzieci mogłyby tylko marzyć, bo nie znałam w okolicy ojca, który poświęcałby dziecku tyle czasu i miłości, co mój. Dziś pozostały po nim tylko wspomnienia, kilka zdjęć oraz smutek towarzyszący mi prawie każdego dnia. Nagle zaczęłam zazdrościć wszystkim dzieciakom w mieście ich rodziców, nieważne kim byli, czy jak się w stosunku do nich zachowywali. Po prostu mieli ich obojga, nie tak jak ja – tylko jednego. Wszyscy ci ludzie zazwyczaj budzili we mnie nieprzyjemne uczucia, a mimo to często myślałam, że chciałabym do nich należeć. Jednocześnie poczucie oryginalności dodawało mi sił i utwierdzało w przekonaniu, iż jestem w stanie wiele osiągnąć. Na razie byłam zagubiona. Plątałam się we własny pragnieniach oraz marzeniach. Nienawidziłam siebie, choć tak mocno kochałam. Jak świr, totalny wariat, którym przecież niezaprzeczalnie byłam.
           - Co tam, bagienny potworku? – do moich uszu dotarł znajomy głos. Automatycznie zacisnęłam pięści powoli odwracając głowę w stronę jego właściciela. Przede mną, oparta o jedną z niebieskich szafek, stała przedstawicielka grupy największych gwiazd tego liceum. Długie blond włosy opadały swobodnie na jej ramiona, ogromne niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, a smukłe palce bawiły, równie imponujących rozmiarów, kokardą z jedwabnej taśmy przewiązanej wokół idealnej talii. Pomimo pięknego oblicza, charakter tejże osoby nie był ani trochę przyjazny. Dziewczyna uwielbiała wyżywać się na innych, w tym także mnie. Nie znała litości; jeśli ktoś się jej nie spodobał, potrafiła go doszczętnie zniszczyć. Jednak ta podłość nie przeszkadzała znacznej większości osób w traktowaniu jej niczym bóstwo. Blondynka stała się kimś w rodzaju prywatnej celebrtyki naszego miasteczka, każdy ją chwalił i kochał, nikogo nie raziła jej puszczalska natura oraz nocne ekspansje z różnymi chłopcami. Jedynym wrogiem, i zarazem kimś bardziej popularnym, wspaniałej Daisy Moore była moja siostra. Laura nienawidziła tej larwy, chyba nawet bardziej ode mnie. Od dawna każda z nich chciała być lepsza od drugiej we wszystkim; rywalizowały nie tylko o chłopaków, ale coraz częściej też o średnią ocen, czy uwagę rówieśników. W tym właśnie aspekcie ja i moja starsza siostra się zgadzałyśmy – panna Moore nie zasługiwała na choćby odrobinę szacunku, ze względu na jej wredną naturę. Była naszym wspólnym wrogiem, jednak to z Laurie miała bardziej na pieńku. Często nie wiedząc jak dopiec starszej z nas, prowokowała mnie swoim zachowaniem, bądź wypowiadanymi słowami, wiedząc, że siostra prędzej czy później zainterweniuje. Próbowałam nie zwracać uwagi na te zaczepki, lecz miałam zbyt słabe nerwy, które w takich chwilach brały górę nad rozsądkiem. Za każdym razem widząc jej twarz myślałam: nie, nie możesz jej zabić. Chociaż wiele razy miałam niesamowitą ochotę, żeby to zrobić, ostatkiem sił się powstrzymywałam.
- Od kiedy cię to obchodzi? – odparłam chłodno, dalej grzebiąc w swoich rzeczach. Musiałam szczególnie pilnować się w rozmowie z nią, jak i innymi, podobnymi ludźmi, aby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby być użyte przeciwko mnie. Daisy tylko czekała na moment kiedy powinie mi się noga, a ona wykorzysta tę chwilę doprowadzając mnie do załamania nerwowego, w efekcie którego popełniłabym samobójstwo. Zawsze wiedziałam, iż taki scenariusz byłby dobrym rozwiązaniem kwestii dziwnej nastolatki, psującej sielankowy obrazek cudownych rodzin w Rayne. Blondynka wciąż wpatrywała się we mnie, starannie pomalowanymi na ciemnoniebieski kolor, oczami i powoli poruszała szczęką żując gumę. Przypominała mi typową, bajecznie wyglądającą, nastoletnią aktoreczkę z komedii romantycznych. Zresztą zachowywała się równie interesująco; z pewnością miała wrodzony talent do aktorstwa, który nierzadko wykorzystywała. Wystarczyło by klasnęła w dłonie, a ustawiał się sznur desperatów oferujących całych siebie, nie ważne do jakich celów. Daisy trzepotała wtedy długimi, ciemnymi rzęsami strojąc dziwne miny, a mnie wprost mdliło od nadmiaru słodkości ciążącej w powietrzu. Nie potrafiłam na nią patrzeć. Widząc jej cudowną buźkę automatycznie odwracałam wzrok. To był zwyczajny odruch, jakiego nie mogłam kontrolować. Mój umysł był po prostu zaprogramowany by unikać tego widoku niczym ognia, wiedząc, iż moje słabiutkie nerwy mogą pewnego dnia nie wytrzymać.
- Powinnaś być milsza. – powiedziała blondynka. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, który nie jednego już oszukał, doskonale maskując paskudny charakter tej osoby. – Twój tatuś raczej nie pochwaliłby takiego zachowania. No, ale skoro kota nie ma, myszy harcują. – dodała, po czym z jej ust wyrósł duży, różowy balon z gumy owocowej. Poczułam jak do policzków napływa mi krew, a mięśnie stają się twarde i napięte. Jak ona śmiała wspominać o moim ojcu? Te słowa powinny uwięznąć jej w gardle i odciąć dopływ powietrza na tak długo, aż padłaby martwa. Chociaż wiedziałam, że zrobiła to tylko i wyłącznie po to by mnie sprowokować, kompletnie zapomniałam o wcześniejszych postanowieniach na temat nie przejmowania się jej głupimi komentarzami. Nie wytrzymałam. Cały rozsądek oraz wszelkie racjonalne myśli zniknęły, a ja działałam pod wpływem impulsu. Potem wszystko działo się jak na filmie; z ogromną siłą zatrzasnęłam metalowe drzwiczki szafki i stanęłam naprzeciwko dziewczyny patrząc jej prosto w oczy. Silnie zaciśnięta szczęka uniemożliwiała mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów, jednak w tej sytuacji były one zbędne. Nie mogąc dłużej wytrzymać napięcia, rzuciłam się na przeciwniczkę chwytając ją za długie włosy. Pociągnęłam je z niekontrolowaną siłą, kilka kosmyków zostało nawet w mojej zaciśniętej dłoni. Nie zwracałam uwagi na krzyki Daisy, po prostu po raz kolejny zanurzyłam rękę w jej dotychczas starannie ułożonej fryzurze, a następnie pchnęłam ją na te ohydne schowki. Tym razem także pozbawiłam głowę blondynki kilkuset włosów. Wokół nas zebrała się dość duża grupa gapiów, w końcu było to niezwykłe wydarzenie, jakiego nie można przegapić – popychadło masakruje szkolną diwę. Moore korzystając z okazji, kiedy odwróciłam głowę w stronę tłumu, złapała parę moich kosmyków rewanżując się za wyrządzony jej dotąd ból. Znowu dostałam szajby i waliłam rękoma na oślep, co jakiś czas trafiając w coś twardego, jednak nie miałam pojęcia czy była to jej twarz, czy szafka. Cały czas krzyczałam jak bardzo jej nienawidzę; wszystkie skrywane latami emocje nagle wypłynęły, nadając mojemu ciału ogromną siłę. Zaczęłam się bać, bo nie chciałam zrobić Daisy nic złego, ale nie potrafiłam przestać. Byłam jak w transie, totalnie nieobecna, nic do mnie nie docierało. Dopiero gdy poczułam mocne szarpnięcie w tył, opamiętałam się. Przez krótki moment jeszcze miotałam się w ramionach jednego z nauczycieli, a z moich dłoni sączyła się krew. Nim zabrano mnie do gabinetu szkolnego psychologa zdążyłam zauważyć, że blondynce poza niewielkim zadrapaniem na policzku, i zapewne utraconą dumą, nic wielkiego się nie stało. Odetchnęłam z ulgą mając pewność, iż póki co żadne ludzkie istnienie nie będzie ciążyć mi na sumieniu.
           Siedziałam w gabinecie pana Roberta Floyda od ponad dwóch godzin, zmuszona wysłuchiwać jego licznych teorii na temat przyczyn mojego konfliktu z Daisy. Psycholog usilnie próbował wyciągnąć ode mnie jakieś informacje, jednak milczałam. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać, tym bardziej z Floydem, któremu z niewiadomych przyczyn nigdy nie umiałam zaufać. Być może chodziło o jego niezbyt przyjazny wygląd, jaki w momentach skrajnego zdenerwowania budził we mnie niepokój bardziej niż zazwyczaj. Chłodne spojrzenie niesamowicie ciemnych, bo niemalże czarnych, oczu przyprawiało mnie o dreszcze. Dodatkowo wszystkie historie zasłyszane w dziewczęcej szatni, o tym jakoby nasz psycholog lubował się w nieletnich panienkach, potęgowały narastające uczucie niepewności. Patrząc w podłogę skubałam nerwowo paznokcie, podczas gdy on prowadził swój, trwający chyba w nieskończoność, pouczający monolog, co jakiś czas podtykając mi pod nos kartki z zadaniami do wykonania. Niechętnie spoglądałam na znajdujące się na nich napisy i rozwiązywałam banalne polecenia, mające na celu sprawdzić, co kryje moja psychika. Narysuj człowieka, rodzinę, dokończ zdania – przez te głupie zadania czułam się trochę jak w przedszkolu. Wyglądało na to, że szkoła postanowiła oficjalnie zarejestrować mnie jako wariatkę, więc właśnie dlatego się tutaj znalazłam. Szczerze mówiąc, miałam to gdzieś, bo przecież od dawna wszyscy mieli mnie za kogoś niespełna rozumu. Nikt raczej nie potrzebował potwierdzenia tego na piśmie, a jednak Floyd miał obowiązek takowe przygotować. Łatka osoby niezrównoważonej psychicznie, którą przypięto mi dawno temu, nie mogła ot tak sobie zniknąć. Koniecznie musi towarzyszyć mi już do końca życia.
- No i po co ci to było? – zapytał mężczyzna, ruchem głowy wskazując na moje zabandażowane dłonie. Nie odpowiedziałam, tylko jeszcze bardziej ukryłam twarz za zasłoną z gęstych włosów. Gdybym powiedziała mu prawdę na pewno, na siłę, chciałby poprawić moje relacje z rówieśnikami, chociaż każdy wiedział, że sytuacja jest beznadziejna i nie ma już dla mnie ratunku. Z drugiej strony nie potrafiłam wymyślić niczego sensownego, czym udałoby mi się zbyć Floyda i uniknąć tego tematu. Daisy całkowicie należało się to, co zrobiłam. Nie miała prawa ubliżać mi, wykorzystując do tego także osobę mojego zmarłego ojca. Dziewczyna nie miała serca, ale chyba jedynie ja zdołałam to zauważyć. – Nadia, rozumiem, że jest ci ciężko w obecnej sytuacji, bez taty, lecz to nie powód by bić koleżanki. – kontynuował psycholog. Otworzyłam usta, chcąc wykrzyczeć mu prosto w twarz jakim jest głupcem, skoro wciąż nie zauważa, iż wina leży po stronie blondynki, jednak zaraz je zamknęłam, nabierając do płuc maksymalnej ilości powietrza. Moje tłumaczenia nie miałyby sensu, niepotrzebnie spędziłabym tu tylko więcej czasu. Floyd jak zwykle wiedział swoje i nikt nie mógł podważać jego zdania, zresztą nawet nie miałabym na to odwagi. Mrożące spojrzenie mężczyzny unieruchomiło mnie na krześle, w niewygodnej skulonej pozycji, przez co czułam się przy nim niezwykle malutka i bezbronna. Nie miał zamiaru pozwolić mi odejść, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Poprzez częściowo przesłaniające pole widzenia kosmyki włosów, widziałam jak w niektórych momentach nerwowo zaciska pięści, a wtedy mój strach rósł paraliżując całe ciało. Czułam się jak w pułapce, lecz nie chciałam dać mu tej satysfakcji i opowiedzieć o wszystkich czynnikach wpływających na moje relacje z ludźmi. Za każdym razem gdy on, coraz to nowszymi metodami, próbował wydobyć ze mnie choć odrobinę informacji, ja zamykałam się jeszcze bardziej. Na jego twarzy malowała się wściekłość, chodził po gabinecie w tę i z powrotem mrucząc coś pod nosem. Patrzyłam na, wiszący na ścianie, zegar wskazujący godzinę czternastą. Wzrokiem śledziłam poruszające się w różnym tempie wskazówki, co chwilę zmieniając obiekt zainteresowania na strojącego coraz to ciekawsze miny psychologa. Zaśmiałam się cicho, jednak on zdołał to usłyszeć.
- Bawi cię to wszystko? – zapytał szorstko, po czym oparł się o biurko stojąc przodem do mnie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Teraz jego twarz nie wyglądała ani trochę śmiesznie. – Martwi mnie twoje zachowanie. Robisz krzywdę koleżance, a później się z tego śmiejesz? Powiedź mi do cholery, co jest z tobą nie tak, Nadia? – rzucił, ponownie posyłając mi jedno ze swoich przeszywających spojrzeń. Po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a słowa Floyda echem odbijały mi się w głowie, zadając przy tym straszliwy ból. Zacisnęłam mocno powieki powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Po raz kolejny usprawiedliwiał Daisy, zrzucając całą winę na mnie. Zachowywał się jakbym była niebezpieczną dla otoczenia degeneratką, bez szans na jakąkolwiek poprawę, nadającą się tylko do zamknięcia w pokoju bez klamek. Chociaż sama najczęściej uważałam siebie za taką właśnie osobę, zdania te wypowiedziane przez mężczyznę straszliwie mnie zraniły. Poczułam się nic nie warta, nikomu niepotrzebna. Sto, tysiąc i milion razy bardziej niż zwykle.
- Wszystko. Jestem świrem i nie sądzę, aby ktokolwiek lub cokolwiek zdołało to zmienić. – wycedziłam, mocno akcentując ostatnie słowa. Nie miałam ochoty zostać tu ani chwili dłużej, a już na pewno nie z tym człowiekiem. Chwyciłam plecak leżący obok krzesła, na którym siedziałam, po czym zarzuciłam go sobie na ramię i skierowałam do wyjścia. – Do widzenia. – odwróciłam się na krótki moment w stronę nieco oszołomionego moim zachowaniem, lecz niezmiernie zdenerwowanego Floyda żegnając go z największą grzecznością i szacunkiem na jakie było mnie stać. Kiedy wreszcie, po godzinach spędzonych w ciasnym gabinecie, znalazłam się na pustym korytarzu odetchnęłam z ulgą. Przez kilka dłużących się niezmiernie sekund stałam oparta o przyjemnie zimną ścianę, pozwalając łzom popłynąć po moich policzkach. Zaraz jednak ruszyłam przed siebie szybkim krokiem w obawie przed mężczyzną, który mógł jeszcze w każdej chwili mnie dopaść. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego okropnego budynku. Uciec od ludzi, przytłaczających uczuć i innych negatywnych myśli kłębiących się w mojej obolałej głowie.

 ___________________
 Tytuł: Debilna dziewczyna nas obrzydza, poszturchajmy ją wszyscy patykiem - Hole, Retard Girl
Edytowano 30. 07 2015

Cześć! Sama nie wiem, co mam napisać odnośnie rozdziału. Ogólnie jestem z niego zadowolona, jest całkiem długi i myślę, że nie tak bardzo nudny jak poprzedni, bo nie ukrywam, iż w rozdziale pierwszym bardzo niewiele się działo. Jednak ostateczną opinię pozostawiam Wam.
Lepiej skupię się na sprawie, o której pisałam kilka dni temu. Być może nie wszyscy z Was mieli możliwość przeczytania tej informacji, więc przypomnę króciutko o co chodzi.
Nie jestem w stanie komentować wszystkich blogów w jeden weekend, a czasami nawet i dłużej. Gdybym postanowiła nadrobić wszelkie zaległości, a uzbierało się ich trochę, nie miałabym czasu na pisanie opowiadania, bądź szybko zniechęciłabym się do tego. Nie oznacza to, iż nie będę w ogóle komentować Waszej twórczości. Wciąż będę się starać pozostawić po sobie opinię, lecz może nie tak często jak na początku. Po prostu bądźcie cierpliwi i zaufajcie mi - cały czas czytam Wasze opowiadania, nawet jeśli nie widzicie komentarza ode mnie!
Kolejna część Bittersweet California? Nie wiem kiedy się pojawi, jestem dopiero w trakcie jej tworzenia. Pewnie trochę jeszcze to potrwa.
Na koniec zachęcam do obserwowania BSC, ponieważ czasu brakuje mi również na informowanie Was o nowościach. Przepraszam za cały ten zamęt odnośnie mojego komentowania. Jednak mam nadzieję, że zrozumiecie. Nie chciałabym musieć rezygnować z pisania tego opowiadania.
Pozdrawiam :)

* wybaczcie ten chaos powyżej, jestem strasznie zmęczona :< *

25 komentarzy:

  1. Ja nie mogę... Twoje opisy i bogaty zasób słów są tak zachwycające, że nie mogę oderwać się od czytania. Dokładnie opisujesz uczucia bohaterki, przez co można naprawdę wczuć się w akcję. W dodatku sytuacje są interesujące i sprawiają, że jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Przeczytałam tylko prolog i dwa rozdziały, ale już po tym mogę z pewnością stwierdzić, że cię uwielbiam <33 Także życzę jak najwięcej weny :*** Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże...Ta Daisy to już taka wredna, głupia, pusta szmata. Weź ją gdzieś zakop.
    A tak ogólnie to:
    OŻESZKURWAJAPIERDOLĘ 2 rozdział :3:3:3:3
    Jestem zdania Kate, dokładnie opisujesz uczucia bohaterki. MISTRZU MÓJ.
    muszę lecieć :c, papa
    ZAJEBISTE :*
    WENY :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Wam za tak miłe słowa! Nawet nie wiecie, jak bardzo cieszę się, że udaje mi się przekazać jak najwięcej uczuć bohaterów w tekście. To dla mnie ważne, swego rodzaju ćwiczenie mające na celu pomóc mi rozpoznawać własne uczucia. Zresztą, whatever. Jeszcze raz niezmiernie dziękuję :*
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Hahah, Estranged XD Robimy akcję: "Zakopmy wszystkie wredne szmaty" :D A tak serio, to jestem ciekawa, czy dasz jej popalić w tym opowiadaniu.

      Usuń
    3. Niech stracę, o tym akurat mogę napisać, bo nie ma to dużego wpływu na fabułę :) Nie, poza bójką z tego rozdziału Daisy nie spotka nic złego. Nadia nie jest jeszcze na tyle odważna i silna emocjonalnie by zacząć mścić się na znienawidzonych przez siebie osobach. Chociaż rzuciła się na Daisy, zrobiła to pod wpływem impulsu.

      Usuń
  3. Nowy u mnie ;)) http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/03/people-have-dreams-rozdzia-7-cz-1.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy ;)) http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/03/people-have-dreams-rozdzia-7-cz-2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam tak dużą ilość tekstu traktujacą o jednym wydarzeniu i przeżyciach wewnętrznych. Ja nie potrafię się tak produkować :)
    Nadia wydaje mi się osobą trochę niezdecydowaną, a jej rozmyślania są dość sprzeczne. Z jednej strony gardzi resztą, a z drugiej chce do niej przynależeć. I rozumiem, że nie miała łatwo, ale chyba zbyt dużą robi z siebie ofiarę. I nie wierzę, że w szkole nie ma absolutnie żadnej osoby, z którą mogłaby pogadać. Chyba jest zbyt pochłonięta rozmyślaniem o tym, jaka to ona jest biedna i źle szuka znajomych. Albo wcale ich nie szuka.
    Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu, jak to się stanie, że ona spotka Gunsów? Co będzie dalej?
    Życzę powodzenia w pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za komentarz! Musze przyznać, że sama jestem zdziwiona tym, jak udaje mi się przelać wszystko o czym myślę na klawiaturę :)
    Tak, właśnie o taki odbiór zachowania postaci mi chodziło! Mogę jednak zapewnić, iż Nadia nie zawsze będzie się tak użalać nad swoim, w jej mniemaniu złym, losem. Co do spotkania głównej bohaterki z Gunsami... Trochę to potrwa i będzie dzieliło się na swego rodzaju etapy. Zresztą, wszystko okaże się z czasem.
    Jeszcze raz dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie i napisanie czegoś od siebie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem straszna. Obiecuję skomentować. Nie wiem jeszcze kiedy, ale skomentuje ;___;
    Cierpię na permanentny brak czasu :(
    Wybacz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, ja sama ledwie wyrabiam się z komentowaniem wszystkiego, a mam sporo wolnego czasu, bo największy powód jego braku czyli szkołę mam ograniczoną do chyba minimum. Poczekam, a jeśli w tym tygodniu nie znajdziesz czasu, nie jest to przecież ostatni rozdział, będzie ich więcej :)

      Usuń
  8. Cholera, strasznie cie przepraszam, że piszę komentarz dopiero teraz. Rozdział przeczytałam wcześniej, ale na telefonie, a na dotykowym ekranie nienawidzę pisać komentarzy.
    No, ale nieważne. Koniec o mnie. Więcej o Tobie i o Twoim geniuszu ♥
    Rozdział wyszedł świetnie, dawno nie czytałam czegoś równie dobrego. Może już pisałam, a może nie, ale uwielbiam opisy. Takie dłuuugie, ale ogromnie ciekawe opisy <3 U Ciebie niewątpliwie jest ich dużo :3 Na dodatek są tak zajebiście napisane, że nie sposób się oderwać. Pamiętam, że kiedy czytałam ten rozdział, łapałam się na tym, że przybliżam twarz do ekranu XD To wszystko tak mnie wciągnęło, że byłam zła na siebie, że tak wolno czytam :P Także, pewnie się powtórzę, ale powiem, że uwielbiam Ciebie i Twój przecudowny styl ♥.
    Co do samej fabuły, podoba mi się jej wolny rozbieg, rozkręcanie. Świetnie zdołałaś przedstawić Nadię, jak i pozostałych bohaterów. Podoba mi się jak oczami dziewczyny opisujesz postacie. Czułam się, jakbym była w jej skórze.
    Zachwyciła mnie ogólna postać dziewczyny. Kiedy o niej myślę, mam ją przed oczami. Urzekły mnie te piórka w włosach <3 Mimo tego całego użalania się nad sobą, czuć, że jest mimo wszystko zdecydowana i śmiała. Przynajmniej w niektórych sytuacjach :D
    Jak już przy sytuacjach, to powiem Ci, że te dwie akcje dodały charakteru temu rozdziałowi. Bójka z Daisy i olanie szkolnego psychologa, wniosło wreszcie jakąś konkretną akcję :D Zaczyna się coś dziać, ale nie za szybko. Idealnie :3
    Nie muszę chyba pisać, że panna Moore i pan Floyd nie zaskarbili sobie mojej sympatii. Oczywiście za skończonego chama uważam też Rogera. Szkoda tylko, że dałaś mu takie imię, jestem bowiem fanką Rogera Federera XD
    Co by tu jeszcze napisać? Cyba tylko po raz kolejny, że uwielbiam Ciebie i tego bloga ;*
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, kocham Twoje komentarze, takie długaśne! <3
      Przede wszystkim dziękuję Ci bardzo za poświęcenie swojego czasu na napisanie takiego kolosa i jak najbardziej rozumiem czemu nie chcesz pisać komentarzy na telefonie, bo ostatnio sama byłam do tego zmuszona. Nie było fajnie...
      Zresztą, nieważne. Napisałaś tak piękny komentarz, jest mi strasznie miło, dziękuję! Co do Rogera - imię wybierałam na szybko, a że słuchałam akurat Queen przyszło mi ono na myśl jako pierwsze :)
      Cóż, w takich chwilach nabieram ochoty na dalsze pisanie, więc zaraz się do tego zabieram. Po raz kolejny dziękuję! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Nowy ;)) http://gunsnrosesdreams.blogspot.com/2014/03/people-have-dreams-rozdzia-7-cz-3.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Chciałam tylko powiedzieć - Dziękuję i zapraszam :)
    http://never-too-young-to-die.blogspot.com/2014/03/28-rozstanie.html

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam jak piszesz :D robi się coraz ciekawiej :) oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
  12. Wybacz, że dopiero teraz. Wiem, jestem okropna. Normalnie na nic nie mam czasu. To jest straszne.
    Zresztą nieważne, przejdźmy do komentarza.

    Kochana, piszesz świetnie. Naprawdę. Aż miło jest tutaj wchodzić. Rozumiesz, czasami ludzie tak opornie piszą, że nawet przy najlepszych chęciach, nie możesz czytać. Natomiast Ty masz taki lekki styl. Czytałabym i czytała.
    Wiesz, bardzo łatwo przenosisz czytelnika w świat swojego opowiadania. Ja od razu widziałam tą akcje z laluniami. Miałam ochotę wbić do tego świata i pomóc naszej Nadii. Tym bardziej, że wydaje się być naprawdę ciekawą osobą. Przeszła dosyć dużo i może odstaje od reszty, ale czyni ją to wyjątkową.
    Szkoda mi jej. Szczególnie dlatego, że jest pośmiewiskiem. A ten chłopak, który zaprosił ją na randkę był mega chamski. Nie wiem co bym takiemu zrobiła, gdyby mnie wystawił. Prawdopodobnie poszłabym do sklepu po broń, a następnie odstrzeliła jaja :)
    Tak, wiem, jestem brutalna. Ale przecież Life is brutal xD
    Dobra, wracam do opowiadanka.
    Kocham Cię za opisy. Nikt nie potrafi tak cudownie opisywać sytuacje jak Ty.
    Czasami ogarnia mnie niezłe zazdro. Też bym tak chciała :C
    O! Przypomniało mi się coś! Ten cały Floyd. Jeju, jak ja go nie lubię. Dodatkowo wydaje mi się on być jakimś gwałcicielem! O.o
    Czekam na rozwój wydarzeń. Jestem cholernie ciekawa, w jaki sposób poprowadzisz tego bloga, to opowiadanie. Po tych zajebistych rozdziałach nigdy nie wiem czego się spodziewać :)
    Także czekam, czekam.

    Love,
    Chelle :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie, Chelle! Jak miło przeczytać tyle pochlebnych słów <3
      Wcale nie masz mi czego zazdrościć, kochana. Sama jestem zdziwiona, że potrafię tak przeciągnąć akcję, bo wcześniej miałam tendencje do bardzo szybkiego rozwoju wydarzeń. Wszystko przychodzi z czasem, więc nie traćmy nadziei, być może wkrótce Ty także zadziwisz samą siebie długimi, kilku stronicowymi opisami myśli oraz uczuć bohaterów :)
      A jeśli chodzi o Floyda - to tylko postać epizodyczna, nie ma większego udziału w opowiadaniu. Na pewno nie zgwałci Nadii :)
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! :*

      Usuń
  13. Cudowne opisy *v* Naprawdę, zakochałam się w nich! Nieczęsto mam okazję czytać coś tak dobrego, plastycznego i wciągającego :) Cały rozdział czytało mi się tak, jakbym oglądała film. Widziałam każdy szczegół, każdy ruch, nawet najmniejszy gest. Coś wspaniałego.
    Dziewczyna ma beznadziejne dzieciństwo, jest poniewierana w liceum, zepchnięta na bok. Nie jest to najbardziej oryginalny scenariusz, jaki istnieje, ale nie oszukujmy się, jest genialny! Poza tym na oryginalność to kto jak kto, ale ja nie powinnam narzekać, gdyż sama nie jestem specjalnie kreatywna :P Podoba mi się takie podejście do sprawy, pokazanie liceum takim, jakie niewątpliwie jest i to z tej lepszej perspektywy (tak, uważam, że ci mniej popularni są w liceum tymi lepszymi niż lalunie i ich mięśniaki).
    Co jeszcze? A tak, pan psycholog. Moim zdaniem ktoś taki nigdy, ale to nigdy nie powinien dostać dyplomu! Nie pomaga, a jedynie dołuje biedną dziewczynę. Idiota, nie lubię go.
    Poza tym gratuluję jej odwagi! Pobić takie dziewczę to nie lada sztuka, naprawdę ma u mnie za to ogromnego plusa!
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział, mam nadzieję, że max. do następnego weekendu ;) Rozumiem, że nie masz czasu komentować. Cierpię na to samo :c Mam nadzieję, że szybko nadrobisz zaległości, żebyś nie miała wyrzutów sumienia, że kogoś pomijasz i mogła szybko pisać kolejne rozdziały :) I miałam napisać jeszcze coś, ale zapomniałam, co to miało być... No trudno, pewnie nic ważnego.
    Czekam niecierpliwie na kolejny i międzyczasie zapraszam na nowość do mnie (http://we-are-lost-in-the-garden-of-eden.blogspot.com/) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Wasze cudowne komentarze straszliwie poprawiają mi humor i motywują do pisania <3
      Wiem, że fabuła nie jest oryginalna, jednak trudno być oryginalnym kiedy pisze się o Gunsach, bo autorki opowiadań bazują głównie na historii powstania zespołu, a wiadomo - jest ona jedna i chcąc czy nie, wszystkie historie są do siebie w jakiś sposób podobne. Mam jednak nadzieję, iż uda mi się Was chociaż odrobinę zaskoczyć :)
      Masz rację - Floyd nie jest odpowiednią osobą do pracy jako psycholog, ale często bywa tak, że osoby nie nadające się kompletnie do pełnienia danych funkcji, z takich lub innych przyczyn to robią.
      Rozdział u Ciebie nadrobię w najbliższej wolnej chwili, mam też sporo innych blogów do przejrzenia.
      Po raz kolejny dziękuję i pozdrawiam! :*

      Usuń
  14. Cóż,
    Natrafiłam na twojego bloga całkiem przypadkiem i przeczytałam dotychczasowe fragme ty opowiadania.
    Jest dobrze, a nawet bardzo super dobrze.
    Tymi długimi opisami trafiłaś w mój gust, to jest to co lubię. Akcja nie wygląda tak, jakby miała potoczyć się zbyt szybko i... bardzo dobrze. Wychodzę z założenia, że na wszystko jest czas i lepiej opowiadanie ubarwić, zbudować napięcie, relacje z czytelnikiem, a nie od razu wszczynać nieuporządkowane wątki. Za to mega plus!
    Kolejny plus? Fabuła. Może i jest kilka opowiadań toczących się w czasach szkolnych, ale jeszcze takiej ścisłości (bez niekiedy krępujących i niesmacznych tekstów) nie spotkałam.
    Czekam na więcej, a w wolnych chwilach zapraszam do siebie hewji-metal.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie (:

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziękuję Ci bardzo za czas poświęcony na zapoznanie się z moją twórczością :)
    Nie ukrywam, że sama jestem zaskoczona długością opisów i tempem akcji, bo swego czasu miałam tendencje do bardzo szybkiego rozwijania wydarzeń. Fabuła z pewnością do najoryginalniejszych nie należy, jednak trudno wymyślić coś nowego, jeśli chce się oprzeć opowiadanie na historii powstania Guns N Roses.
    Jeszcze raz dziękuję za pochlebny komentarz! Oczywiście, wpadnę do Ciebie w najbliższym czasie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział przeczytany dawno, a tak późno skomentowany... Przepraszam. :(
    Zawsze jednak, a to nie było czasu, a to musiałam nadrobić inne blogi. A z drugiej strony nie chciałam komentować tego na szybko, bo to byłby idiotyzm z mojej strony. To dzieło zasługuje na długi komentarz! I taki dość ogarnięty ;-; Dobra, koniec tej zbędnej gadki! Przejdźmy do rzeczy! :)
    Bardzo podoba mi się charakter głównej bohaterki, za co jestem Ci ogromnie wdzięczna! Dzięki temu każde zdanie, a raczej myśl jaka panuje w jej głowie jest przeze mnie pochłaniana z wielką przyjemnością. I jeden z ważniejszych elementów, które widać u niej na pierwszy rzut oka i co bardzo mnie intryguje - bunt. Sama coś o nim wiem, więc dość łatwo jest mi zrozumieć co ona czuje. Przeczytawszy ten rozdział nasunęła mi się jedna myśl: z tego opowiadania można by nakręcić genialny film! :) Ameryka... liceum... nastolatkowie dzielący się na różne grupy... zarozumiałość, wyśmiewanie tych gorszych, szkolne gwiazdeczki, typowe ofiary losu, bunt, nienawiść, czasem bezradność. Chyba wiesz o co mi chodzi.. Tak więc fabuła jest bardzo interesująca i jestem ciekawa jak bohaterka będzie radziła sobie dalej. Na razie przyjmuje postać, która próbuje walczyć. W środku jednak wydaje mi się, że jest słabiutką osobą potrzebującą drugiego człowieka.
    Uwielbiam opowiadania, które pozwalają mi analizować każdy najmniejszy szczegół. I Twoje takie właśnie jest! Kłaniam się Tobie i Twojemu talentowi! Oby tak dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również czytałam Twój komentarz jakiś czas temu, a dopiero teraz poczułam się na siłach by cokolwiek sensownego odpisać.
      Dziękuję Ci bardzo za wszystkie miłe słowa powyżej. Niezmiernie cieszy mnie to, że tyle osób chce czytać moje opowiadanie i podoba im się ono. Takie pochlebne opinie, jak Twoja, podbudowują moją wiarę w siebie :)
      Podoba mi się jak zinterpretowałaś dotychczasowy wizerunek głównej bohaterki. Właściwie, mogłabym przyznać Ci rację - Nadia jest buntowniczką. Nie zgadza się podporządkować schematowi życia w małym miasteczku. Zamiast przystąpić do szkolnej grupy modnych dziewcząt, ona woli być sobą. Jak sama napisałaś: na razie przyjmuje postać, która próbuje walczyć. Dokładnie tak.
      Czy z tego opowiadania można by nakręcić film? Pewnie tak, ale nie byłby on zapewne tak genialny, jak stwierdziłaś. Choć mogę się mylić, sama nie wiem :) W każdym razie dziękuję bardzo, że tak uważasz, to bardzo miłe <3
      Pozdrawiam!

      Usuń